Hồ Hoàn Kiếm - wycieczka nad jeziorko

W ubiegłym tygodniu pogoda w Hanoi była fatalna! Lało 3 dni, potem było zimno i nieciekawie, a więc z wielkich planów odwiedzenia kilku miejsc, zrealizowałam jeden - Muzeum Kobiet, ale o nim opowiem przy okazji postu o muzeach w Hanoi. Koniec końców, dopiero w niedzielę udałam się do świątyni nad Hoan Kiem i to będzie temat dzisiejszego wpisu! W tym tygodniu jak na przekór świeciło słońce i była cudowna pogoda, a my musiałyśmy pisać egzaminy… Obowiązek szkolny spełniony, a więc szykuje się grudzień pełen zwiedzenia i wrażeń, tym bardziej, że za dwa tygodnie przyjeżdża mąż! Tak przyjeżdża mąż i Basia jest przeszczęśliwa! Odliczam dni, bo czeka nas podróż do Sapy, Ha Long, potem na południe i JAPONIA! Niestety dzisiaj znowu leje, jest zimno i nie chce się wystawiać nosa za drzwi…

Zdjęcie jeziora z lotu ptaka.


Muszę przyznać, że w grudniu ubieranie letniej sukienki i japonek to najdziwniejsza rzecz, jaka spotkała mnie w życiu. Pod sklepami choinka, a ja w okularach przeciwsłonecznych paraduję w letnich ubraniach! Oczywiście nie brakuje też zimna, bo jestem jednak na północy, co będzie widać po moim ubraniu z niedzieli. Taka pogoda też jest całkiem przyjemna, bo po pierwsze człowiek nie poci się podczas jedzenia zupki, a po drugie zwiedzanie nie jest aż tak bardzo męczące, aczkolwiek, jak można zaobserwować po zdjęciach jeziorka, w niedziele było dość mgliście lub jak kto woli smogowo. Nie ma takiego dramatu, jak w Pekinie, ale jakość powietrza jest kiepska… Dziś pogoda nie zachwyca, pada i jest naprawdę zimno, jak na Wietnam. To zdecydowanie najchłodniejszy dzień w trakcie mojego pobytu tutaj, a najgorsze jest to, że nie mamy ogrzewania. Ja uciekam z północy Wietnamu pod koniec grudnia, a w połowie stycznia wracam do Polski, także najgorszy moment mnie ominie. Mogę tylko współczuć moim koleżankom, które zostają tutaj w najzimniejszym okresie w roku. Będzie zimno! Ktoś powie, że w Polsce jest jeszcze gorzej – zgadza się, ale przecież jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami grzejników, co tutaj jest abstrakcją… Ale do rzeczy!

Święta w Hanoi
Ho Hoan Kiem to jedno z najważniejszych punktów na mapie Ha Noi. Jezioro znajdujące się w centrum jest atrakcyjne nie tylko dla turystów, ale również mieszkańców. Nowożeńcy robią sobie tam zdjęcia, zakochani spotykają na randki, nie brakuje też turystów. Oczywiście okolica słynie z drogich lokali i restauracji, jak również z wielu naciągaczy turystów. Warto tutaj zauważyć, że obcokrajowcy odwiedzający Wietnam często są nieświadomi tego, że proponowane im ceny są niejednokrotnie 4 razy wyższe niż dla miejscowych. Tutaj naprawdę trzeba uważać! Trochę pomaga znajomość języka, ale podstawą będzie tutaj umiejętność targowania się. Czasem wystarczy zrobić krok do tyłu i już cena idzie w dół.

Święta? Nie! taka dekoracja zdobi okolice Hoan Kiem przez cały rok. W nocy pięknie się świecą.
Panna Młoda w tradcyjnej sukni - Ao Dai.
To całkiem przyjemne miejsce do odpoczynku w centrum miasta.
Nad Hoan Kiem byłam już nie raz, w poprzednim wpisie nawet pojawiło się kilka zdjęć tego miejsca, ale najlepsze zostawiłam na dziś, po za tym dopiero w ten weekend jak prawdziwy turysta zjawiłam się na miejscu, żeby narobić mnóstwo zdjęć, zwłaszcza świątyni, ale na początku otoczenie!

Regulamin nad Hoan Kiem
To wyjątkowo zadbane miejsce, nie ma tutaj papierków, a rabaty są robione pod linijkę!
Woda nie jest najczystsza...
Będę tęsknić za tymi palmami.
Po powrocie do Polski muszę sobie taki sprawić...
Perfekcyjny obrazek!
Jak widać tutaj też można kupić swój obraz lub karykaturę, ale uwaga na ceny...
To miejsce mogłoby być azylem, ale niestety ruch jest tutaj naprawdę duży!
W niedzielę momentami pogoda był naprawdę fatalna, co widać na zdjęciu, ale o dziwo nie padało.
Na koniec wycieczki zrobiło się ciemno... Musicie wiedzieć, że w Wietnamie słońce zachodzi około 17-18 praktycznie przez cały rok. Nie ma tutaj zmiany czasu, co bardzo mnie denerwuje, bo na początku między Polską, a Wietnamem było 5 godzin różnicy, a teraz jest aż 6...
Nocne zdjęcie mostka na jeziorze. Nie mojego autorstwa, ale moje próby poszły na marne, bo wszystko się rozmazało.
Naprawdę ładne ujęcie!
Wieża żółwia nocą.
Chyba zabiorę tutaj męża na nocną przejażdżkę po mieście...
Usytuowana na wyspie świątynia to taki mały azyl w środku miasta.
Nie ma miejsca bez pamiątek!
Zmierzamy do Świątyni znajdującej się na wyspie ustyowanej na jeziorze, do której prowadzi bardzo ładny czerwony mostek...

Już prawie na miejscu.
Czerwony mosteczek ugina się... Jeśli chcemy wejść tylko na mostek nie trzeba płacić za wejście. Oczywiście już na początku mostku jest kasa biletowa, ale dopiero przy bramie głównej do świątyni znajduje się punkt sprawdzania biletów.
Takie tam na mostku...
Bilety! Te są studenckie, czyli z 50% zniżką. Normalnie bilet kosztuje 30 000 VND, czyli jakieś 4,5 zł. My płaciłyśmy 15 VND. W wielu miejscach w Wietnamie uznają wszelkie międzynarodowe legitymacje jak ISIC, czy tym podobne, ale nie wszędzie. My mamy legitymację z tutejszego uniwersytetu, także zawsze z lekkim podziwem wpuszczają nas do środka za połowę ceny.
Kasa biletowa.
Wejście główne, tuż przed mostkiem.
Bez turystów!
Ujęcie z drugiej strony!
Nawet nie da się zrobić ładnego zdjęcia.
A jednak udało się!

Pisząc o Hoan Kiem nie można zapomnieć o legendzie, jaka wiąże się z tym miejscem. A więc tak... Dawno dawno temu (bo jakżeby inaczej), Le Loi, który stał się cesarzem Wietnamu, dostał magiczny miecz od Złotego Boga Żółwia - Kim Qui. Pewnego dnia, Le Loi pływał łodzią na jeziorze w Hanoi i nagle duży żółw zabrał miecz i zanurkował z powrotem w głąb. Starano się znaleźć zarówno miecz, jak i żółwia, ale bez powodzenia. Le Loi stwierdził, że miecz wrócił do Kim Qui i wtedy nazwał jezioro Hoan Kiem (inaczej Hồ Guom), czyli "Jezioro zwróconego miecza". Przez lata naukowcy badali dno jeziora, bo według przekazów żółw miał mieć naprawdę ogromne rozmiary. Wiele osób widziało żyjącego w jeziorze gada, ale były to tylko plotki. Dopiero w 1967 roku na brzegu znaleziono ciało żółwia, które zostało zmumifikowane i można je teraz oglądać w muzeum świątyni przy jeziorze. Potem rozpoczęły się liczne badania gatunku, próbowano wyłowić żółwia z jeziora, aby go zbadać, chociaż trwało to dość długo, w końcu naukowcy dopięli swego, żółw został dokładnie przebadany i zakwalifikowany, jako Rafetus leloii. Część naukowców twierdzi, że tak naprawdę jest to gatunek pokrewny jednemu z chińskich żółwi, ale ogromna część społeczeństwa uznaje, że żółw pływający w jeziorze w centrum miasta to Cụ Rùa czyli wielki pradziad żółw, który na środku jeziora ma swoją wieżę.

Wejście do świątyni, w której znajduje się ciało żółwia...
Pełno znaczków, którym mogłabym robić zdjęcia non stop!
Wszędzie ozdoby, napisy i mnóstwo turystów!
Nie może zabraknąć plastikowych krzesełek!
Smoki to podstawa!
Jak odróżnić turystę od obcokrajowców, którzy mieszkają tutaj troszkę dłużej? Po tym, że bardziej odczuwają zimno... My w kurteczkach lub sweterkach, a turyści bez zmian na krótko! Oczywiście Wietnamczycy też bywają nieprzewidywalni! Zrobiło się chłodniej, a więc wyciągnęli kurtki zimowe, jednak na nogach wciąż japonki, o przepraszam wietnamki!
Widoczek ze Świątyni

Żółw z mieczem!
Taki sobie pan łowi złote rybki.

Marzy mi się takie drzewko...
Niby zabytek, a tu nagle dziura!
Takie piękne widoczki.
Rozumiem, że remonty, ale...
... żeby przy zabytku był taki syf? Wytłumaczenie jest tylko jedno - Wietnam!
Barbarka na konarze.
i znowu Barbarka...
Te zwisające liany naprawdę fajnie wyglądają.
No i jest żółw!
Na początku nie wierzyłam, że to prawdziwy, zmumifikowany żółw, ale ten sprzęt, który widać po prawej stronie uświadomił mi, że to musi być coś prawdziwego, a nie plastik.
Ołtarz boczny
Ołtarz główny
Nie ma ołtarza bez darów.
I taki koń sobie stoi.
Zderzenie nowoczesności z tradcyją
Na bogato!
Znowu Basia
i tu też.
Dziedziniec świątyni z daszkiem na środku.
Kadzidełka - tego nie może zabraknąć.
A co ta Basia robi?
Nie wiem skąd i nie wiem jak, ale muszę zdobyć takie cudo.
Takie figurki stały w wielu miejscach na ternie świątyni.
To częsty widok w Świątyniach, czyli starsi panowie, grający w swego rodzaju szachy.
W Wietnamie nic nie może być proste. Nawet wielka donica opiera się na żółwiach.
Chętnie tam jeszcze wrócę.
Zapytacie - po co to zdjęcie. Ja odpowiem - pyjamas style! To nieodłączny element krajobrazu w tym kraju. My zostawiamy piżamy w domu, tutaj chodzi się w piżmach przez cały dzień! Oczywiście dotyczy to głównie kobiet i dzieci, mężczyzn raczej nie widuje się w takich strojach, za to dla Pań to codzienny outfit, zwłaszcza takich, które nie pracują i wychowują dzieci. Chociaż na wielu świątyniach jest wyraźny zakaz wchodzenia o środka właśnie w takim stroju, większość osób to ignoruje...
Kolejny widoczek na miasto.
Nie bardzo wiem, o co tutaj chodziło...

Komentarze

Prześlij komentarz