Hanoi by Basia street view

Codziennie odkrywam tutaj coś nowego, niejednokrotnie bardzo zaskakującego. Spaceruję, oglądam, zwiedzam i robię zdjęcia. Nie każde miejsce jest na tyle fascynujące, aby tworzyć na jego temat osobny wpis, w związku z tym, dzisiaj skupię się na kilku różnych miejscach w Hanoi i nie tylko. Zapraszam do oglądania i czytania :)



Na początku park Lenina. W sumie są tutaj dwa takie parki, ale ten jest większy. Niestety wyszłam na spacer zbyt późno i zrobiłam tylko kilka zdjęć. Może kiedyś jeszcze się tam wybiorę i zaktualizuje wpis, ale w okolicy jest wiele podobnych miejsc i nie trzeba w nich płacić za wejście. Niestety biali nie mają wyjścia i muszą płacić za spacer po zwykłym parku. Tutejsi mieszkańcy płacą tylko wtedy, gdy wjeżdżają motorkiem na parking przy parku lub towarzyszą im obcokrajowcy. Podczas spaceru zaskoczyło mnie to, jak wiele osób przychodzi do parku, żeby poćwiczyć. Nie brakowało też spacerujących z pieskami. Park Lenina jest naprawdę duży, znajdziemy tutaj rzeźby prokomunistyczne, a w jeziorku chyba pływają rybki, bo widziałam kilku rybaków. Można się zważyć, oczywiście za opłatą, wypić coś lub zjeść…

Chociaż zachwycająco zielone miejsce, odgłosy ulicy dają się we znaki.
W Wietnamie działki budowlane są naprawdę małe, dlatego też domy są wąskie, ale wysokie, co widać na zdjęciu.
Łabędzie, które na pewno pamiętają lata 80! Po zmroku wyglądały przerażająco.
Spacerujemy i podziwiamy. Mniej więcej w połowie jeziorka znajduje się taka oto wysepka, do której można dojść przez mostek. Niestety znajduje się z drugiej strony parku, do której dotarłam po zmroku :(
Workout! Parkowy standard. Dalej odbywały się lekcje tańca i zajęcia z jogi.
Ponumerowane drzewa to wcale nie rzadkość.
Słońce zachodzi...
Parki tego typu są zwykle bardzo zadbane, bo mają być reprezentacyjne, ale tutaj widzimy małe niedopatrzenie.
Było naprawdę wielu biegających.
I nastała ciemność...
Kolejne miejsce to Jeziorko Hoan Kiem, a musicie wiedzieć, że jest to jedno z ważniejszych miejsc na turystycznej mapie Hanoi. Więcej opisze przy okazji publikowania zdjęć z wycieczki do świątyni, która znajduje się na brzegu tego jeziorka.

Ruchliwe ulice Ha Noi
Zwykły bilbord nie wystarczy... Napis z okazji 61 lecia ustanowienia Ha Noi stolicą wolnego Wietnamu. Dla niezaznajomionych z historią tej części świata, w 1954 zakończyła się wojna z Francją.
Mkną motorki mkną...
Jest to bardzo popularne wśród spacerowiczów miejsce.
Ktoś zapyta: po co jej zdjęcie śmietnika... odpowiedź jest prosta! Jest to bardzo rzadki widok w tym kraju. Tylko w centrum miasta, gdzie jest dużo turystów ustawia się śmietniki, w innych miejscach po prostu wyrzuca się śmieci na ulice. Dlatego też nie brakuje tutaj szczurów i karaluchów.
Podejść było kilka! Trudno jest tutaj zrobić zdjęcie, żeby nikt nie wszedł w kadr. Niestety wielu Wietnamczyków nie zwraca uwagi na to, co się dzieje dookoła.
Chętnie bym wyjaśniła co to jest, ale nie zauważyłam żadnej tabliczki.
Byłoby to cudowne miejsce do odpoczynku, jest ładnie i zielono, ale niestety blisko jest gwarna ulica i cały urok tego miejsca jest stłamszony.
Wieczorem te wiszące lampki rozświetlają w setkach kolorów...
Z Hoan Kiem związana jest cała legenda, ale przytoczę ją przy okazji wpisu o świątyni. Na zdjęciu widać Tháp Rùa, czyli Wieżę Żółwia.
Na zdjęciu widać mostek do Świątyni, którą chcę odwiedzić w tym tygodniu.
To popularny wśród turystów środek transportu. Zawsze trzeba się targować z kierowcami, którzy naciągają białych ludzi. Z daleka też machają i zachęcają do skorzystania z ich usług.
Tak wygląda typowy sklep z butami - dużo chińszczyzny.
Kolejna partia pochodzi z podróży powrotnej do Hanoi… Przez 2 godziny siedziałam przy oknie i robiłam zdjęcia widoczków. Jakość nie zawsze powala, co ma swoje podłoże również we wszechobecnym smogu.

Wiszące kable, do tego poplątane - wietnamski standard.
Kable potrafią zepsuć widoczki - tutaj na palemki.
Pięknie i zielono.
Na pierwszym planie kable, na drugim, ciekawa, wietnamska zabudowa.
Szkoda, że w Polsce nie ma takich palm
Rzecz, która nieustannie mnie zadziwia i jednocześnie przeraża. To jest wietnamski standard, czyli stacja paliw usytuowana w bardzo bliskim sąsiedztwie z domami i inną zabudową.
Bałagan - standard!
Widoczek na brudną rzekę owianą strasznym smogiem...
Typowe osiedle, aczkolwiek nie brakuje też bardziej nowoczesnych.
Tłok jak zwykle
Wycieczka do Świątyni Hai Ba Trung obfitowała w ulewy. Pierwsze podejście miało miejsce dwa tygodnie temu w sobotę. Razem z Magdą wyruszyłyśmy w poszukiwaniu tego miejsca. Przeszłyśmy przez lekko przerażający targ elektryczny, gdzie bałam się włączyć aparat, następnie trafiłyśmy do slumsów, a potem świątyni, do której ostatecznie nie weszłyśmy, bo zaczęła się taka ulewa, że musiałyśmy wziąć w taksówkę i wrócić do akademika… Przemoczone wróciłyśmy licząc na to, że kolejnym razem dotrzemy do świątyni. Kolejne podejście miało miejsce 11 listopada…. Na wszelki wypadek wzięłam płaszcz przeciwdeszczowy, który okazał się przydatny, aczkolwiek musiałyśmy go dzielić na trzy. Zamiast 15 minut, szłyśmy ponad godzinę! W tracie wędrówki okazało się, że droga, którą pokazuje nam mapa jest zabudowana, a do tego miałyśmy 3 przystanki z powodu ulewy. Koniec końców przemoczone dotarłyśmy do świątyni, która mnie bardzo zawiodła. Była zamknięta, a teren przy świątyni robił raczej za plac rekreacyjno-wypoczynkowy. Lekko zawiedzione wróciłyśmy do akademika, a drogę umiliłyśmy sobie wizytą w cukierni.

Azyl w drodze do świątyni.
Nie ma skwerku bez jeziorka
Złapała nas ulewa...
Jazda w deszczu na motorku? Żaden problem!
Czasem żałuję, że nie mam aparatu w oczach, bo sposób w jaki Wietnamczycy jeżdżą i to, co przewożą na motorkach to naprawdę niesamowite!
Mokro w butach!
Można też poćwiczyć...
Zbliżamy się do świątyni...
Z przygodami, ale dotarłyśmy!
Dziedziniec był naprawdę duży.
Świątynia zamieniła się w plac zabaw.
Miejsce odpoczynku?
Ołtarzyk przodków.
W tym miejscu można zapalić dziękczynne kadzidełko...
... lub wyrzucić śmieci.
Pora na sen!
Piękne smoki na dachu.
Kraj kontrasów! Zaraz za starą świątynią stoi nowoczesny wieżowiec. Oczywiście w Polsce też nie brakuje podobnych kontrastów, ale uwierzcie mi na słowo, że tutaj są one bardziej zauważalne
13 listopada wzięłyśmy udział w imprezie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie, a w sobotę rano czekała na nas wizyta pod Katedrą i spacer po okolicy, który zakończył się w pysznej restauracji… Nogi bolały! A oto i efekty tej wycieczki

Katedra Św. Józefa.
Plac przed katedrą.
Zdjęcie z dachu kawiarni obok katedry, o której trzeba wiedzieć, żeby trafić, gdyż na początku trzeba wejść do sklepu z ubraniami, a dopiero potem można wspiąć się do kawiarni.
Mały azyl...
... czasem dobrze jest popatrzeć z góry.
Palemka troszkę przysłoniła widok, ale i tak jest uroczo.
Takimi busikami po mieście oprowadza się wycieczki.
Chyba tam wrócę...
Zastanawiam się, czy w tym kraju takie znaki mają sens.
To była sobota, ale zwykle na tym rondzie są tłumy.
Jest to częsty widok na ulicach. Panie w takich koszach noszą owoce, przekąski, czy różne niewielkie rzeczy na sprzedaż.
Może kiedyś się skuszę.
Mama w kasku, a dziecku musi wystarczyć czapka. Realia na wietnamskich drogach :/
Street food w czystej postaci!
Wygląda to jak wata cukrowa, ale na własne oczy widziałam jak sprzedawca wyjmuje małe, białe płaskie coś i wkłada w to patyk. Potem pewnie pompuje i gotowe!
Takim budynkom zdjęcia robię tylko z daleka, gdyż w wielu miejscach tego typu jest to zakazane.
Tutaj nie było żadnego zakazu, ani strażnika przy bramie.
Tak się gotuje!
Spacer zakończyłyśmy w bardziej nowoczesnej restauracji o nazwie Ngon, co po wietnamsku oznacza - pyszne!

Komentarze