O tym, jak to było z wietnamsko-polskim ślubem

Zacznę od tego, że gdyby nie Sandra, nie miałabym okazji uczestniczyć w takiej uroczystości. Nie znamy się długo, chociaż pewnie nie raz widywałyśmy się na korytarzach naszej uczelni, a więc tym bardziej jestem bardzo wdzięczna, że mogłam uczestniczyć w tym wyjątkowym dla niej dniu… Chodzi oczywiście o ślub i to nie taki zwykły, a wietnamski, do tego ślub, który odbył się na wietnamskiej wsi. Po pierwsze znalazłam się poza stolicą, po drugie uczestniczyłam w orientalnym ślubie. Parze Młodej jeszcze raz życzę Wszystkiego Najlepszego na nowej drodze życia!

Ślub polsko-wietnamski czas start!


Na zajęciach nie raz poruszano ten temat. Ale rzeczywistość i tak potrafi zaskoczyć, również,dlatego, że człowiek nie dowierza w to, co mówią wykładowcy. Na szczęście sama mogłam się przekonać i ocenić, jak to naprawdę wygląda. Wesele odbyło się na wsi – Thanh Ba – Phú Thọ – ponad 2 godziny jazdy autobusem od Hanoi. Najpierw trochę przez miasto, potem autostrada, a na końcu wioski i mniejsze miasteczka. Mimo, że jechaliśmy w sobotę wieczorem było naprawdę tłoczno. Po dotarciu na miejsce czekała na nas kolacja. Można to nazwać „przedweselem”. Impreza dla najbliższej rodziny i przyjezdnych znajomych.

Droga na imprezę...
Sala, na której odbyło się przyjęcie.
Czerwone dekoracje
Tego dnia jedzenie nie przypadło nam do gustu. Każda z nas jada mięso, ale trzeba przyznać, że w tym regionie ludzie jedzą zbyt tłusto. Boczek jest dobry, ale dobrze wysmażony. Okazuje się jednak, a przynajmniej tak twierdził jeden z wietnamskich gości, że jest to tradycja. W pierwszy dzień, czyli wieczór przed weselem podaje się wieprzowinę. Niestety większa cześć „mięsa” była bardzo tłusta. Do tego oczywiście wódka, a raczej bimber z jabłek. Tutaj kolejne zdziwienie – nic do popicia, brak wody, coli i tym podobnych. Znam osoby, które ucieszyłby ten fakt, ale nas nie koniecznie.

Galaretka z krwi...
Na pierwszy rzut oka całkiem nieźle, ale niestety tutejsi ludzie lubią dużo tłuszczu.
Alkohol musi być na kazdym weselu.
Wyjedzone to co nie tłuste.
Zdrowie Młodej Pary!
Okazjonalne opakowanie...
A w środku chusteczki
Polskie i Białoruskie dziewczyny rządzą!
Impreza trwa w najlepsze
I dotarła do nas woda - Aqua Roma, czyli tutejsza Nałęczowianka.
Tak tak, wszyscy chcieli pić z "Białymi Twarzami"
Niekótrzy narzucili tempo
Mówili, że wódka, ja twierdze, że bimber...
W sobotę Panna Młoda ubrana była w czerwone Ao dai - tradycyjny strój wietnamski. Ten kolor najlepiej oddaje charakter tutejszych wesel… Dlaczego? Zaraz się przekonacie dlaczego, ale na razie ciąg dalszy „przedwesela”. Nie była to sztywna impreza, kilka kieliszków bimbru, przełamanie pierwszych lodów i rozpoczęła się prawdziwa weselna zabawa w polskim stylu. Wietnamskie beaty nie przypadły nam do gustu, więc rozpoczęła się impreza z polską muzyką w roli głównej, chociaż nie zabrakło tez innych hitów. Dużo tańca, który nie zawsze udało mi się uwiecznić ze względu na światło, ale coś tam jest. Filmy tez były, ale nie nadają się do publikacji. Kilka grupowych zdjęć i około 22:30 koniec imprezy (Zaczęliśmy mniej więcej o 17:30-18:00, ale nie jestem pewna, bo tyle się działo;)) Wędrówka do hotelu, próba wyrzucenia z pokoju nachalnego weselnika z Sajgonu, który długo stał pod drzwiami niczym stróż. 

Czerwone Ao Dai może zachwycić.
Ha!
Ślub w Wietnamie nie odbył się wieczorem w sobotę, jak to bywa w Polsce. Zaczął się o 10 rano w niedziele! Jak opisałabym ślub wietnamski? Inny, zaskakujący, czerwony, olbrzymi, intrygujący. Co go łączy z polskim? Zastawione stoły i dużo wódki, a i Panna Młoda w białej sukni.

Widok z hotelu
Wietnamska wioska
Wejście na teren szkoły
Smog nawet na wsi
Szkoła
Idziemy!
Wietnamskie wydanie propagandy. Może w kolejnym wpisie wytłumaczę, na razie męczę się z html o 1:30!
Kolejne propagandowe wywiesidełka
Na samym początku Para Młoda wraz z rodzicami witała przybyłych gości. Jak można zauważyć na zdjęciach, na początku trzeba było przejść przez „kościół”, a następnie wietnamskie przejście. Ślub i wesele odbywało się na dziedzińcu szkoły. Dlaczego? A gdzie indziej można zmieścić 500 gości w taki upał? To kolejny powód, dla którego impreza odbywa się tak rano, a przynajmniej tak mi się wydaje… Skąd ta liczba gości? W Wietnamie na ślub zaprasza się całą wieś, czasem dwie, trzy, a nawet więcej. W dużych miastach nie zaprasza się wszystkich z osiedla, ale sąsiedzi, koledzy z pracy, wszyscy znajomi nawet rodziców Pary Młodej to podstawa.

Już prawie u celu
Przed wejściem na ozdobiony dzieciniec stało takie oto zdjęcie Pary Młodej z sesji, która odbyła się na kilka tygodni przed ślubem.
Można też było obejrzeć album...
Ślubny album Sandry i Hoanga
Wielkie sercowe pudełko na pieniądze...
W naszym imieniu kopertę ze złotówkami wrzuciła Asia
Już na początku zdziwiło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze stoły zastawione od samego początku, chociaż nie było jeszcze ślubu. Kolejna kwestia – goście zaczęli biesiadować zanim na sali pojawiła się Para Młoda. Całą imprezę prowadził wodzirej, a przed tym, jak na scenę weszli przyszli małżonkowie mogliśmy wysłuchać pieśni wietnamskich. Nie jestem ich fanką, zwłaszcza przy tak mocnym nagłośnieniu. W momencie, gdy Para Młoda pojawiła się na sali, a wraz z nią rodzice, ludzie nie wstali z krzeseł, niektórzy mogli tego nawet nie zauważyć. Mnie to bardzo zdziwiło i nie zaliczę tego do pozytywnych cech tej ceremonii. No cóż…. niektórzy Wietnamczycy nie potrafią się zachować, również w czasie całej ceremonii. Skupiona czekałam aż zacznie się ceremonia, zrobiłam kilka zdjęć i zaczęłam się zastanawiać, czy część gości naprawdę wie, czym jest ślub, czy pierwszy raz uczestniczą w takim wydarzeniu, czy może raczej to tamtejsza tradycja, żeby gadać i jeść, gdy inni sobie ślubują. Niesmak pozostał… Bardzo spodobał mi się fakt, że obok Pary Młodej na scenie stali również rodzice. Potem kilka słów powiedział ojciec Pana Młodego, sama Panna Młoda i zaledwie jedno słowo Pan Młody, ale można mu to wybaczyć – stres :). Po zejściu ze sceny Para Młoda wraz z rodzicami chodziła od stolika do stolika pijąc alkohol z gośćmi, a my mogliśmy spróbować wielu dań. Tego dnia naprawdę było smacznie! Znowu wódka i pełno chętnych do picia z białymi. Polsko-wietnamskie wesele na wsi, gdzie biały człowiek jest „atrakcją” - każdy chciał się z nami napić…

Dekoracje
Pani, która jednak "troszkę" zawodziła
Jeszcze przed początkiem biesiady
Widok na salę przygotowaną dla 500 osób
Photo photo photo!
Ceremonię czas zacząć!
Moment składania przysięgi i wymiany obrączek.
Tak! To małe w jasnym po lewej to ja!
Trzeba się napić z białymi
Na szczęście cała impreza trwała tylko godzinę, bo w innym wypadku skończyłybyśmy marnie. Tak niestety skończyło wielu gości. Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że Wietnamczycy naprawdę nie potrafią pić. Wypijali jedną czarkę za drugą i w efekcie po godzinie nie byli w stanie zrobić nic więcej, niż wrócić do domu… Impreza dobiegła końca, jeszcze kilka zdjęć, picie i jedzonko na wynos, przebieranie się i w drogę do Hanoi! Po drodze zrobiłam masę zdjęć, więc kolejnym razem na pewno się nimi podzielę. Muszę przyznać, że to było bardzo ciekawe doświadczenie. Nigdy nie byłam na takim weselu. Trudno jest stwierdzić, że jest gorsze od naszych, bo tego nie da się w żaden sposób porównać. To zupełnie inny rodzaj imprezy. Naprawdę cieszę się, że mogłam w tym uczestniczyć. Może kiedyś uda mi się pojechać na ślub w stylu południowym i to jakoś porównać. Na koniec porcja zdjęć z naszych sesji, jedzonka i innych!

Same piękne kobiety plus jeden "wesoły wujaszek"
Słodki dzieciaczek w tradycyjnym Ao dai
Jeszcze raz wejście
Krewety!
Wykałaczki - ktoś reflektuje?
Winogronka, chusteczki i wietnamskie łyżki
Trochę inne sajgonki
Duuużo sajgonek!
Piękne zdjęcie na sam koniec. Jeszcze raz MIŁOŚCI!

Komentarze

  1. Ślub u nas i tam to dwie różne rzeczy. Faktycznie, co kraj, to obyczaj.
    Dużo się dowiedziałam z Twojego wpisu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz