Teleportacja - marzenie wszystkich podróżujących

  Kiedyś moja młodsza siostra, zainspirowana Harrym Potterem i zasmucona tym, że na co dzień dzieli nas ponad 500 km stwierdziła, że cudownie byłoby, gdybyśmy mogli się teleportować. Wytłumaczyłam jej wtedy, że to praktycznie nie możliwe, ale po tak długiej podróży też zaczęłam marzyć o takim rozwiązaniu... Podróż do Wietnamu trwała niewyobrażalnie długo:


Poznań - Warszawa - 3h
Warszawa - Doha - 5h 45 min
Doha - Bangkok - 6:h30 min
Bangkok - Ha Noi - 2h
Lotnisko - Akademik - 1h.

...i do tego oczekiwania na lotniskach. Z domu w Polsce wyjechałam ok. 5 rano, a w Akademiku byłam o 18:30 czasu miejscowego. W Polsce była wtedy 13:00. Czyli ponad 32 h  w podróży. Teraz 6h na trasie Poznań-Lublin wydaje się chwilą...
Czerwone winko w połączeniu numer jeden

Obiad - deser wymiatał!

Tym razem kawka

Ocet + sól

Moja ulubiona gra 

Na lotnisku dużo łez i jeszcze więcej łez, ale w końcu kolejnym razem zobaczę męża pod koniec grudnia... Same loty uważam za udane, co jest zasługą 5 gwiazdkowych linii lotniczych, ale jak to się mówi, jak lecieć to na bogato, a tak serio jest to stosunkowo korzystne połączenie i przede wszystkim obsługa pierwsza klasa. Jedzenie w samolocie było dobre, ale najbardziej smakowały mi ciasteczka. Po za tym można było zamówić coś alkoholowego do picia. Na trasie Warszawa - Doha obsługa latała jak szalona, bo było dużo zamówień, a ja miałam świetne miejsce i do tego pogoda nie była najgorsza, także widoki naprawdę zachwycały...


W Doha na płycie lotniska, mnie, Polkę, ubraną w długie spodnie, kurtkę, botki i szalik (dobrze, że sweter włożyłam do torby), temperatura tak mocno uderzyła w twarz i ciało, że poczułam tą pustynię każdym nerwem swojego ciała, ale na szczęście autobusik stał 5 metrów dalej i już po minucie uderzyła mnie klimatyzacja...


Dwie godziny na lotnisku minęły mi na łapaniu wi-fi, bo niestety PLUS ma takie opłaty za granicą, że głowa boli! Kolejna odprawa, stewardzi zadowoleni, szczęśliwi i w ogóle milutko:) kolejne pyszne jedzenie, no i co najważniejsze system rozrywki w Airbusie jakimś tam był genialny! W końcu obejrzałam "Wiek Adeline" i tym razem po japońsku "Harry Potter część VII".
Zestaw podróżnego w samolocie nocnym od Qatar Airways - były jeszcze skarpetki, a do tego w każdym samolocie poduszka i kocyk dla podróżującego.
Airbus coś tam coś tam i jego wypasiony system rozrywki

Najdłuższą przerwę miałam na lotnisku w Bangkoku, trochę się pogubiłam, bo to wielki budynek, ale trafiłam do odprawy. O ile w Doha nie musiałam nic wyjmować z torby, ani zdejmować butów, o tyle w Bangkoku, podobnie jak w Warszawie, cieszyłam się, że stanika nie muszę zdejmować. W samolocie naprawdę trudno zasnąć, więc szukałam miejscówki na sen, ale na początku oczywiście podłączenie z wi-fi, bo bez internetu, jak bez ręki, a potem położyłam się na ławeczce, jednak tajskie dzieci obok strasznie krzyczały, więc poszłam dalej w poszukiwaniu lepszego miejsca i znalazłam te oto miejscówki... Spało się genialnie!

Miejsce relaksu na lotnisku w Bangkoku
Ruchoma podłoga w Bangkoku
Kolejna odprawa i jakiś zonk, bo nie chcą mnie przepuścić, pytają, czy mam wizę, nagle sami ją znajdują i jest okej, wchodzę na pokład, ale nie dostaję już kocyka, tylko całkiem niezłą kanapkę w stylu tajskim i do tego czekoladową muffine - mniam mniam.

Lecę krótko, siedzę sama w rzędzie przy wyjściu awaryjnym, a na przeciwko mnie steward. Trochę z nim pogadałam, powiedział mi, że chciałby pojechać do Polski, ale na razie mimo podań nie dostał takiego lotu - powód iście banalny: Polki są piękne.

Kolejne lądowanie, szumi w głowie, ale dotarłam... no prawie, bo zaraz po dojściu do kontroli celnej, a w zasadzie po przejechaniu się ruchomą podłogą dowiaduje się, że NIE MAM WAŻNEJ WIZY! Specjalnie, 16 września, wstałam o 4 rano, żeby pojechać po wizę do Warszawy, bo Ambasada Wietnamska pracuje od 9 do 12. Z przebojami i za 200 złotych (kiedyś było 50) dostałam w końcu wizę, ale urzędnicy w Ambasadzie wpisali zły numer paszportu na wizie, która była wklejona do paszportu! To się nazywa zdolność! W sumie cieszę się, że wcześniej się nie zorientowałam, bo całą drogę byłabym zdenerwowana. Tutaj na miejscu Wietnamczycy okazali się dużo szybsi, niż w Ambasadzie i wizę dostałam po 20 minutach bez płacenia, bo uznali to za błąd wypełniającego, co w zasadzie się zgadza, a dokładniej wyglądało to tak, że oni wypełniali wizy na podstawie listy z lutego, gdy miałam paszport na stare nazwisko, chociaż upierali się, że tej listy nie posiadają!

W końcu przeszłam, odebrałam bagaż, poczekałam na dziewczyny, które przyjechały, coby mnie nikt nie porwał i nie oskubał do cna! Znowu szukałam wi-fi, a do akademika dotarłam po 18:30. Zmęczona, brudna, śmierdząca z tekstem na ustach "ja chcę do domu". Dziś jestem bardziej pozytywna, ale czasem jak patrzę na akademik i to, jak wyglądają ulice, myślę sobie: Basia gdzie Cię wywiało?




Najładniejsze lotnisko ever!

Komentarze